Kontrast oraz wielkość czcionki

Kamery Online

Aktualności

Będzie praca - Pilkington w ofensywie

17-10-2013

     Rozmowa z RYSZARDEM JANIĄ, prezesem Pilkington Automotive Poland sp. z o.o., która ukazała się w Tygodniku Nadwiślańskim 10 października 2013 r.

 

– Niedawno Komisja Europejska zdecydowała o wspar­ciu finansowym rozbudowy zakładu firmy Pilkington Au­tomotive Poland w Chmielowie, w gminie Nowa Dęba. Inwestycja ma kosztować 102,3 miliona euro, z czego 19,8 dołoży Unia. Na pewno ze zniecierpliwieniem oczekiwał Pan na tę decyzję.

– To prawda. Proces ubiegania się o dofinansowanie ze środków europejskich trochę trwa, a przy dużych inwesty­cjach – takich jak nasza – dodatkowo jest podzielony na dwa etapy. Pierwszy to kwalifikacja na poziomie krajowym, którą prowadzi Ministerstwo Gospodarki. Ten etap rozpo­częliśmy w październiku 2010 roku, w marcu otrzymaliśmy decyzję, a umowę podpisaliśmy pod koniec 2011 roku. W tym momencie rozpoczął się drugi etap, czyli starania o kwalifikację w Komisji Europejskiej. Realizację naszych planów rozpoczęliśmy, nie czekając na decyzję tej instytucji. Pewność, że dostaniemy pieniądze mamy dopiero teraz, ale inwestycję w Chmielowie rozpoczęliśmy już dwa lata temu. Oczywiście było ryzyko, że spotkamy się z odmową ze strony Unii, ale biorąc pod uwagę innowacyjność naszego projektu, byłem przekonany, że ta decyzja będzie dla nas pozytywna. W zasadzie była to tylko kwestia czasu.

 

– Rok temu, w rozmowie z moim redakcyjnym kolegą Wacławem Pintalem, mówił Pan, że jeśli tych pieniędzy nie będzie, to nie będzie też rozbudowy zakładu.

 – Gdybyśmy nie dostali tego dofinansowania, to fak­tycznie dalsza cześć tej inwestycji stanęłaby pod znakiem zapytania. Na szczęście sprawy potoczyły się po naszej my­śli, chociaż zakładaliśmy, że decyzję Komisji Europejskiej poznamy na początku tego roku, a nie dopiero pod koniec.

 

– Jaka część tego projektu została zrealizowana podczas oczekiwania na decyzję KE i jaka część fabryki już działa?

– Uruchomiliśmy już część zakładu produkującą przednie szyby, dzięki czemu do ponad dwóch milionów szyb produ­kowanych rocznie w Sandomierzu dokładamy 1,7 miliona z Chmielowa. Kontynuujemy projekt, czyli dobudowujemy tę część fabryki, w której produkowane będą szyby boczne. W Sandomierzu produkujemy ich około trzech i pół miliona. Jeszcze około drugie tyle chcemy wytwarzać w Chmielowie.

 

– Ile zatem osób znalazło pracę od chwili, gdy Pilkington Automotive Poland zaczął funkcjonować w Chmielowie?

– W tym momencie mamy 450 nowo zatrudnionych osób. Większość z nich pracuje w Chmielowie. Większość, a nie wszyscy, bo uruchamiając nowy zakład, musieliśmy przenieść tam część doświadczonej załogi z Sandomierza, a później uzupełnić te braki. Nasi stali kooperanci zajmu­jący się transportem wewnętrznym, ochroną czy utrzyma­niem czystości zatrudnili też około 180 osób. W ciągu roku zatrudnienie znalazło więc w sumie ponad sześćset osób.

 

– A ile osób w ogóle pracuje dziś w obydwu fabrykach firmy Pilkington?

– W samym Pilkington Automotive pracuje ponad 1700 osób. W firmach, które z nami współpracują, w Sandomie­rzu jest dodatkowe 250 osób i 150 w Chmielowie. W sumie jest to więc jakieś 2100 osób. Oprócz tego w Sandomierzu Pilkington prowadzi produkcję szkła surowego oraz Eu­ropejskie Centrum Usług Wspólnych i zatrudnia około 350 osób.

 

– W niedalekiej przyszłości liczba pracowników fabryki zlokalizowanej w Chmielowie ma się jeszcze powiększyć.

Mówi się, że po zrealizowaniu projektu, który zyskał unijne dofinansowanie, powstanie ponad 300 nowych miejsc pra­cy, ale skoro jego część już została zrealizowana, to pewnie będzie ich mniej?

– Po zakończeniu tego projektu przybędzie nam jesz­cze około 150 nowych pracowników. Około pięćdziesięciu kolejnych osób znajdzie też pracę we wspomnianych już firmach kooperujących z nami. Najpierw jednak trzeba wy­budować i uruchomić zakład. Zakładamy, że linie produk­cyjne będą gotowe do uruchomienia pod koniec przyszłego roku, lub na początku kolejnego. W roku 2015 będziemy chcieli uruchomić wszystkie zmiany produkcyjne. Będą nowe miejsca pracy, ale jeszcze nie dziś i nie jutro.

 

– Jak wyglądają zarobki w fabrykach Pilkington Auto­motive Poland? Na co mogą liczyć osoby szukające w nich zatrudnienia?

– Warunki płacowe są zróżnicowane. Wszystko zależy od tego, o jakich grupach pracowników mówimy i jakie jest ich doświadczenie. Osoba bez żadnego doświadczenia dostanie inną ofertę zatrudnienia niż ta, która je posia­da. Uważam, że systemy płacowe, które u nas obowiązują, dość wyraźnie pokazują, na co nowy pracownik może liczyć w przeciągu pierwszych kilkunastu miesięcy. W przypadku pracowników produkcyjnych pierwsza umowa jest na trzy­miesięczny okres próbny, który kończy się oceną pracy, a co za tym idzie, decyzją o dalszym zatrudnieniu. Jeśli ocena jest pozytywna, proponujemy pracownikowi kolejną umowę o pracę, oczywiście na innych warunkach finanso­wych, która zawierana jest na 12 miesięcy. W trakcie tego roku pracy pracownik podlega kolejnym dwóm procesom oceny, co daje pracownikowi możliwość uzyskania lepszej stawki godzinowej w zależności od uzyskanych wyników. Ten 15-miesięczny okres wdrażania do organizacji i powiązany z nim proces weryfikacji umiejętności, daje pracownikowi szansę na wzrost jego wynagrodzenia o 20 do 30 proc. Pra­cownicy zatrudnieni już na umowy stałe otrzymują coroczne podwyżki, indywidualnie zróżnicowane, w zależności od rezultatów ich pracy. Oprócz wynagrodzenia podstawowego mamy również system premiowy, dodatki nocne, świąteczne czy dofinansowanie do wypoczynku z funduszu socjalnego Ponadto istnieje pracowniczy program emerytalny, który jest uzupełnieniem do otrzymywanej w przyszłości emerytury. Obserwujemy zarówno lokalny, jak i branżowy rynek pracy i odpowiednio reagujemy na zachodzące zmiany, szczegól­nie w deficytowych grupach pracowniczych. Na pewno nie możemy pozwolić sobie na to, aby pracownicy od nas odcho­dzili tylko dlatego, że mogą otrzymać gdzieś lepsze warunki finansowe. Chyba że jest to związane z awansem i dalszym rozwojem poza naszą firmą. Z drugiej strony, znając lo­kalne rynki pracy i w celu zapewnienia konkurencyjności w kosztach funkcjonowania, formułujemy oferty pracy nie odbiegające od ofert innych pracodawców.

 

 – Czy po wybudowaniu tej brakującej części zakładu, w 2015 roku, „projekt Chmielów” można będzie uznać za zakończony?

– Nie sądzę, aby w latach 2016-2017 nastąpiła dalsza rozbudowa zakładu. Obecnie mamy tam trzynaście hekta­rów ziemi i nie planujemy kupna kolejnych działek. Około pięciu hektarów powierzchni znajduje się pod dachem, a po tej planowanej rozbudowie ten obszar powiększy się o dwa i pół do trzech hektarów.

 

– A co z halami w tarnobrzeskim Machowie? Macie za­miar je opuścić i działać jedynie na terenie w Chmielowie?

– Już się stamtąd przenieśliśmy. Ostania linia produkcyjna wyjechała z Machowa z końcem sierpnia. Od początku zakła­daliśmy, że tak będzie. To, że znaleźliśmy się w Machowie, wynikało z potrzeb rynku. W tym czasie nie mieliśmy moż­liwości umieszczenia tego typu produkcji w innym miejscu.

 

– Jak układa się Panu współpraca z nowodębskim sa­morządem? Wydaje się, że władze gminy są w stanie zrobić wiele, aby pomóc inwestorom, którzy chcą działać na jej terenie.

– Poszukiwanie poza Sandomierzem terenu na lokalizację naszego zakładu odbywało się przy dużym wsparciu bur­mistrza i starosty. Jestem przekonany, że ich odpowiednie podejście do tego tematu pozwoliło, by okres uzyskiwania pozwolenia na budowę wyniósł siedem miesięcy, a nie wię­cej. Z tego, co wiem, średnio w Polsce trwa to około roku, a w niektórych przypadkach i dwa lata. Nie mam wątpliwo­ści, że samorząd wspierał ten projekt – od procesu uzyskiwa­nia zezwoleń, po inwestycje, takie jak poprawa nawierzchni przy drodze dojazdowej do zakładu czy plany budowy przy niej parkingów.

 

 – Cały czas rozmawiamy o Chmielowie. A co z macierzy­stym zakładem w Sandomierzu? Ile jest prawdy w stwier­dzeniach, że Pilkington stamtąd ucieka?

– Pilkington jest i będzie w Sandomierzu. Jednak ze względu na chęć rozwijania firmy i optymalizacji procesów logistycznych, część operacji przenieśliśmy do Chmielowa.

 

– Pańska firma włączyła się w realizację projektu osło­nowego dla zwalnianych pracowników Kopalni Siarki „Ma­chów”. Ilu z nich skorzystało z Waszej oferty?

– Według założeń miało to być kilkadziesiąt osób. Przez rok prezentowaliśmy naszą firmę, spotykaliśmy się z tymi osobami, mówiliśmy o warunkach pracy i tak dalej. Na dziś z tej oferty skorzystało zaledwie kilkanaście osób.

 

– Może zdecydowało tutaj rozczarowanie warunkami płacowymi, jakie otrzymali? W końcu mówi się, że w ko­palni dobrze zarabiali.

– Może. Nie rozmawialiśmy o tym, dlaczego ktoś nie zdecydował się na skorzystanie z tej propozycji. Trudno mi powiedzieć, czy te osoby, które do nas przeszły, mają podobne warunki do tych, jakie miały wcześniej. Wiadomo, jaka jest perspektywa pracy w kopalni. Prędzej czy później ten zakład przestanie istnieć. W tej sytuacji decyzja o sko­rzystaniu z naszej oferty to kwestia myślenia o przyszłości, w perspektywie dalszej niż rok czy dwa. Może nie wszyscy chcieli tak na to spojrzeć.

 

– Ale chyba nie narzekacie na brak chętnych do pracy?

– Egzamin zdał program realizowany wspólnie z Po­wiatowym Urzędem Pracy w Tarnobrzegu. Z około stu osób, które dzięki pieniądzom z PUP miały możliwość przepracowania u nas trzech miesięcy, ponad 70 procent zostało zatrudnionych. Mamy także umowę z technikum mechanicznym z Zespołu Szkół numer 2 w Nowej Dębie, na podstawie której jego uczniowie odbywają u nas praktyki i później mają szansę na zatrudnienie. Współpracujemy również z sandomierską Państwową Wyższą Szkołą Zawo­dową, gdzie dwa lata temu, przy naszym udziale, urucho­miono kierunek mechatronika. Studenci odbywają u nas praktyki, a za rok pojawią się pierwsi absolwenci z tytułem licencjata i zdobytym już doświadczeniem. Oczywiście wiele osób samych się do nas zgłasza.

 

 – Pytanie z zupełnie innej dziedziny. Czy istnieje moż­liwość, że Pilkington Automotive Poland zacznie mocno wspierać któryś z naszych klubów sportowych?

– Jesteśmy mocno zaangażowani w to, co dzieje się tutaj, w regionie, zarówno w środowisku sportowym, kulturalnym, medycznym czy na przykład w różnego rodzaju placówkach wychowawczych. Uczestniczymy w życiu wielu instytucji w różnych formach, także finansowych – i nie są to małe pie­niądze. Jeśli mówimy o sponsorowaniu zawodowego sportu, to ja nie bardzo wierzę w to, że jest jakaś firma, która łączy się z kimś tylko po to, żeby dawać mu pieniądze. Zawsze musi coś z tego mieć. Jeśli masz z kimś umowę handlową, to powinieneś wykazać, że to wpływa na twoje obroty, popra­wia zbywalność twoich produktów i tak dalej. My jesteśmy firmą, która bardzo mało sprzedaje na rynek konsumenta, bo części zamienne to dziesięć, może piętnaście procent naszej produkcji. Sprzedajemy nasz towar odbiorcom, którzy wykorzystują go i później sprzedają razem z jakimś finalnym produktem. Dlatego, tak naprawdę, nie jesteśmy zaintere­sowani tym, aby w jakiś sposób ten nasz produkt promować. Tak więc, z jednej strony te handlowe układy pokazują, że jest nam to niepotrzebne, z drugiej zaś istniejąc w pewnym środowisku i znając skalę naszego przedsiębiorstwa, jesteśmy świadomi, że możemy na nie oddziaływać, i chcemy to robić. Ale tutaj mam na myśli raczej pomoc w formie darowizny niż czysto komercyjny, typowo sponsorski układ.

 

– Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał RAFAŁ NIECKARZ

Lista aktualności

Komentarze

*
*
*