Kontrast oraz wielkość czcionki

Kamery Online

Kalendarz Wydarzeń

Ciekawostki historyczne – mity i legendy minionych czasów

Data wydarzenia: 2020-05-29
Miejsce: .
Organizator: .
Kontakt: .
Udział: Bezpłatny

Życie zwykłego, przeciętnego człowieka nie często zapisują się na kartach dziejów. Histografia bowiem zajmuje się głównie dynastiami, politykami i wielkimi minionych epok. W pewnym sensie to zrozumiałe, mieli największy wpływ na losy społeczeństw. O nich więc zazwyczaj szukamy informacji w archiwach. Któż zajmowałby się zwykłą wiejską gospodynią?

Pewnie nikt, gdyby nie straszliwe wypadki, które wstrząsnęły XVIII-wieczną Rzeczpospolitą. W Doruchowie koło Kępna, w ziemi wieluńskiej, żyła sobie wieśniaczka zwana Dobrą. Mieszkała z mężem Kazimierzem, odmieńcem – bo nie pił, niedaleko probostwa. Przy chałupie był sad, a w nim znakomite gruszki, lepsze nic dziedzicowe. Posyłała więc pani Stokowska po te słodkie owoce. Aliści w 1775 roku dostała „ zastrzału” w palec; dziś wiemy, że taki ropniak często ma związek z brudem. Również kołtun, który zaczął zwijać włosy imć Stokowskiej, potwierdzałby brak elementarnej higieny. Wówczas jednak po wsiach i dworach nikt nadmiernej wagi do czystości nie przywiązywał  ani nie łączył chorób z brudem. Posłała więc dziedziczka po znaną w okolicy babę, odczyniającą choroby. Ta, ledwo weszła do komnaty, zaczęła wołać przerywanym głosem: „Cioty! Cioty! Zadały kołtuna. Dobra pierwsza. Potem podała imiona kilku innych kobiet.

Ciotami nazywano czarownice, od których ponoć roiło się w Doruchowie i nieopodal. Chyba cała okolica, nawet i dziedzic – wszyscy żyli w swoistej psychozie. Niedaleko bowiem leżał wielki kamień, zwany Łysą Górą, na który zlatywały się „cioty”.

Pan Stokowski zarządził aresztowania. Oskarżenie było ciężkie: Dobra sprzedała dziedziczce myszy zamiast gruszek i tak zadała kołtuna. Wiadomo było, że w każdy czwartek czarownice wylatywały na miotle na Łysą Górę, na orgie z diabłami. Zaś dmuchnięciem na rękojeść stłuczonego tygla wywoływały zastrzały i ulewy albo susze.

Zgodnie z przepisami uczonego prawnika, Jakuba Czechowicza, zawartymi w jego dziele Praktyka kryminalna z 1769 roku, 14 kobiet podejrzanych o czary poddano „próbie pławienia”. Skrepowane powrozami, spuszczano z mostu do stawu. Nie tonęły,  bo miały na sobie obszerne spódnice. "Nie tonie – czarownica!", wolał więc dziedzic Stokowski, na wszelki wypadek siedząc na koniu, gotów do ucieczki. Kobiety wpakowano do beczek, w których mogły jedynie klęczeć, owinięte płótnem z napisem Jezus – Maria-Józef. Dziedzic rozpoczął przygotowania do egzekucji, nie zważając na prośby proboszcza, który pośpiesznie udał się do Warszawy, do króla, by ułaskawił nieszczęsne.

Stokowski chciał rzecz załatwić w majestacie prawa, by nie była to prywatna zemsta za kołtun żony. Ściągnął sąd i katów z pobliskiego miasteczka, Grabowa, sędziom nie poskąpił gorzałki, aby tak pokrzepieni, mogli wysłuchać potwornych jęków męczonych. Trzy umarły zaraz po torturach, ale i tak na wszelki wypadek ścięto im głowy. Pozostałe spalono na stosie przy trasie z Kalisza do Kępna, w obecności kilku tysięcy ludzi. Coś jednak obudziło się w gapiach, gdyż dziedzic Stokowski, znów na koniu, śpiesznie zrejterował z miejsca kaźni. Nic to – następnej nocy, z mocy postanowienia sądu, trzy córki męczennic sieczono rózgami tak, że jedna zmarła.

Spalenie domniemanych czarownic odbiło się w Polsce szerokim echem. Rok później, w 1776, sejm w Polsce zakazał tortur i zniósł karę śmierci w sprawach oczary. To wiadomo, sekretem natomiast pozostaje, jak mogło dojść do "polskiego Salem" w  "wieku Rozumu", za panowania światłego króla Stanisława Augusta?

 


dodaj do mojego kalendarza google lista wydarzeń