Wielki mistrz Jakub de Molay wychodził z wieży paryskiego pałacu Tempie tylko wtedy, gdy prowadzono go przed oblicze komisji śledczej. Nie mógł uwierzyć, że przed kilku laty sam kazał tą wieżę.Tym razem czuł, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Z zamyślenia wyrwało go wycie psa. Wozy z braćmi ruszyły w kierunku tłumu, który zamilkł na ich widok. Wychudzeni i brodaci starcy, otoczeni zbrojnymi, zmierzali ku katedrze Notre Damę, gdzie mieli wysłuchać ostatecznego wyroku.
Pod sklepieniem katedry w Troyes, rozjaśnionym blaskiem świec, 13 stycznia 1128 roku rozpoczął obrady synod. Z ogromną zręcznością Hugo przedstawił obyczaje zakonu templariuszy, ukazując jego znaczenie i użyteczność w Ziemi Świętej. Wprawdzie głównym zadaniem rycerzy miało być zbrojne nawracanie innowierców, lecz podczas obrad mówiono także o konieczności ochrony pielgrzymów przybywających do Grobu Pańskiego.
Nad powodzeniem przedsięwzięcia czuwał jeden z ojców synodu, Bernard, opat klasztoru w Clairvaux. Tak naprawdę to właśnie on przewodził obradom, których głównym celem stało się zatwierdzenie Reguły Ubogich Rycerzy Chrystusa. Synod wyraził zgodę i tym samym powołał do życia zakon o rewolucyjnej regule. Jego członkowie mieli wieść mnisi żywot, pełniąc jednocześnie służbę zbrojną, opartą na typowym rycerski kodeksie honorowym. Prędko okazało się, że zarówno Kościół, jak i sami bracia zaczęli zastanawiać się, czy zabijanie ludzi, nawet mahometan, spodoba się Panu Bogu.Wątpliwości szybko rozwiał św. Bernard, który w rok po synodzie napisał dzieło pt. Pochwała nowego rycerstwa. Ten wpływowy opat zgrabnie usprawiedliwił „świętą wojnę”, twierdząc, że jest ona słuszna i bezgrzeszna tylko wtedy, gdy prowadzą ją żołnierze zakonni.
Popularność templariuszy wśród parów Francji gwałtownie wzrosła, stając się przyczyną i zaczątkiem ich legendarnych bogactw. Odtąd bowiem donacje na rzecz Braci Świątyni Salomona posypały się jak z rogu obfitości. Bezpośrednio po synodzie Hugo de Payns i jego towarzysze rozjechali się po Europie, aby odbierać dobra ziemskie przekazywane ich nowo powstałemu zakonowi.
Hugo de Payns szybko rozpropagował ideę walczącego bractwa, a jego rycerze i donatorzy rozpoczęli rekrutację w całej Europie, odnosząc spodziewane sukcesy. Templariusze, w przeciwieństwie do Krzyżaków, mieli w swoich szeregach międzynarodowe towarzystwa. Wymagało to wprowadzenia nadludzkiej wprost dyscypliny. Niezwykła karność, waleczność i skłonność do wyrzeczeń dawały braciom poczucie przynależności do wyjątkowej grupy, zaś nowoczesna technika wojskowa zapewniała im zdecydowaną przewagę na polu bitwy. Podobnie jak inne elitarne bractwa, byli społecznością zhierarchizowaną, a posłuszeństwo wobec władz zakonnych gwarantowała przysięga składana przez postulantów. Właśnie tajemnicze okoliczności, które miały towarzyszyć uroczystości przyrzeczenia, stały się później przedmiotem spekulacji dworu króla Francji Filipa IV Pięknego oraz Świętej Inkwizycji. Zaczęli zabiegać o dalsze przywileje dla zgromadzenia, rezultatem tego była bulla papieża Innocentego II Omnedatum optimum z 1139 roku. Zgodnie z tym dokumentem zakonnicy od tej pory podlegali bezpośrednio papieżowi, z pominięciem jakiejkolwiek hierarchii świeckiej i duchownej. Następni papieże nadawali Ubogim Rycerzom dalsze przywileje, obdarzając ich niemal całkowitą autonomią.
Templariusze odwdzięczyli się Stolicy Apostolskiej bezwzględnym posłuszeństwem i lojalnością. Paradoksalnie ich wierna postawa przyczyniła się do upadku i demoralizacji zgromadzenia. Otóż w 1228 roku cesarz niemiecki Fryderyk II zorganizował krucjatę. Skłócony z nim papież Grzegorz IX zakazał templariuszom udziału w tej wyprawie, podważając w ten sposób sens istnienia zakonu—po raz pierwszy w jego historii bracia nie mogli wziąć udziału w krucjacie. Odtąd coraz częściej siedzieli bezczynnie w swoich potężnych twierdzach, nudząc się i knując intrygi.
Osiągnęli w tym czasie apogeum swojej potęgi. Byli rodzajem bogatego i wpływowego imperium, choć już powoli tracili kolejne terytoria w Ziemi Świętej. Kiedy cesarz Fryderyk II przeniósł do Jerozolimy europejskie niesnaski, tamtejsze zakony bez trudu zajęły pozycję neutralną. Templariusze, niezależni politycznie i finansowo, pozostający w swoich potężnych fortyfikacjach, nie czuli respektu przed władcami Europy. Zawierali traktaty z innowiercami, nawet wbrew intencjom francuskich królów.
Podczas gdy Królestwo Jerozolimskie coraz bardziej się kurczyło, zakonnicy prowadzili działalność finansową zakrojoną na gigantyczną skalę. Do końca XIII wieku w dwóch największych domach bankowych templariuszy - w Paryżu i Londynie - dokonywano skomplikowanych transakcji, obracając pieniędzmi monarchów, arystokratów i kościelnych hierarchów. Taka działalność gwarantowała nie tylko zyski, ale też niesłychane wpływy polityczne. Powierzane im kosztowności i pieniądze były doskonale strzeżone w ich europejskich twierdzach zakonnych oraz ufortyfikowanych klasztorach.
Nietrudno sobie wyobrazić, jakie emocje wzbudzili bogaci, dumni i egzotyczni rycerze z Ziemi Świętej. Ich niesłabnąca pozycja polityczna budziła coraz większą zawiść, a nadzór nad skarbcem królewskim Francji rodził nieufność dworu. Byli władczy i zarozumiali, czym wywoływali nienawiść możnych, a ich tajemniczość i obce Francuzom obyczaje powodowały zaciekawienie paryżan.
Filip IV Piękny, władca zmierzający ku absolutyzmowi, nie mógł pozwolić, aby we Francji istniała tak niezależna organizacja, jak Bracia Świątyni Salomona. Obawiał się, że stworzą oni państwo w państwie. Nie potrzebował templariuszy, ale ich pieniędzy. Skarb królestwa świecił pustkami, Francja prowadziła kosztowne wojny, rozrastała się też machina urzędnicza. Król nie mógł jednak nic braciom zarzucić, aż w końcu zdecydował się oskarżyć ich o... herezję. Liczył na poparcie słabego i kapryśnego papieża Klemensa V, który był przymusowym gościem Francji, zależnym od króla.
Doradcy Filipa IV nadali plotkom de Floryana bieg prawny. Nad wszystkim czuwał Wilhelm de No- garet, świeżo upieczony strażnik pieczęci. Rozkaz aresztowania wydał wielki inkwizytor Francji Wilhelm z Paryża, spowiednik i przyjaciel króla.
W piątek 13 października 1307 roku przeprowadzono perfekcyjną akcję: aresztowano templariuszy we wszystkich zakątkach kraju. Rycerze się nie bronili. Sam Nogaret otoczył twierdzę Tempie w Paryżu, by uwięzić Jakuba de Molaya. 12 października 1307 roku Filip IV potraktował go jak najbliższego krewnego, każąc nieść całun na pogrzebie królewskiej bratowej. Czy wielki mistrz spodziewał się, że następnego dnia zakują go w łańcuchy i wraz z innymi braćmi wrzucą do lochów, oskarżając o potworne praktyki?
Król wyjaśniał powody aresztowań w depeszach rozsyłanych do urzędników biorących udział w obławie, pisząc: „...są podejrzani o wyparcie się Chrystusa, opluwanie krzyża, wykonywanie obscenicznych gestów podczas ceremonii przyjmowania do zakonu”. Bracia mieli też oddawać się bałwochwalstwu i praktykom homoseksualnym, surowo karanym w tamtych czasach. Templariusze przyznali się do wszystkiego.
Dalszych kilka lat to czas przesłuchań znaczonych torturami, procesami i egzekucjami. Kiedy w maju 1310 roku około 600 braci zagroziło odwołaniem zeznań, arcybiskup Filip de Marigny skazał 54 z nich na śmierć, jako odstępców od wiary. Zostali żywcem spaleni. Wielu braci zmarło podczas przesłuchań, nie wytrzymując tortur. Stosowano coraz to nowe intrygi, a między królem i papieżem trwała rywalizacja o majątek zakonu. Kiedy Klemens V w 1311 roku zwołał sobór do Vienne, Filip IV zarządził obrady stanów generalnych w nieopodal położonym Lyonie, by móc wpływać na soborowe decyzje. Jedna z nich dotyczyła kasaty zakonu templariuszy i przepadku ich mienia na rzecz joannitów. Filip IV Piękny zawiódł się na papieżu, który zabrał mu lwią część majątku templariuszy a na dodatek zastrzegł sobie prawo do sądu nad dostojnikami zakonu.
18 marca 1314 roku komisją kardynalska skazała ich na dożywotnie więzienie. Podczas publicznego ogłaszania wyroku w Notre Damę Jakub de Molay i Galfryd de Charnay zaskoczyli inkwizytorów — zaprotestowali przeciwko decyzji komisji. Wielki mistrz wołał, że herezje, zbrodnie i inne praktyki przypisywane zakonowi były fałszem, a do nieprawdziwych zeznań zmusiły go namowy papieża i króla oraz strach przed torturami. Tego samego wieczoru król rozkazał spalić żywcem obu dostojników wraz z 37 innymi braćmi na Wyspie Żydowskiej na Sekwanie.
Spektakularny koniec procesu wywołał obawy króla. Jakub de Molay zaimponował tłumowi swoim odważnym wystąpieniem. Filip IV bał się, że lud odwróci się od niego, a egzekucja wywoła zamieszki. Mylił się - tragiczne widowisko przyciągnęło tłumy paryżan. Kiedy na stosie ustawiono Jakuba de Molayai prowincjała Normandii, w hańbiących mitrach heretyków, zaległa grobowa cisza. Kat podłożył ogień. Płomienie sięgnęły najpierw Galfryda de Charnaya, okrywając jego postać dymem. Ludzie mdleli, wymiotowali, słychać było krzyk kobiet i płacz dzieci. Płomienie uparcie omijały wielkiego mistrza. Król niecierpliwił się. Nagle Jakub de Molay, stając wogniu, rzucił klątwę na papieża Klemensa, rycerza Wilhelma i króla Filipa, wzywając ich przed sąd boży. Trzej dostojnicy zmarli w tragicznych okolicznościach jeszcze tego samego roku, a anatema wielkiego mistrza dosięgła następne pokolenie: synowie króla zmarli bezpotomnie. Nastąpił kres rządów dynastii Kapetyngów, a pamięć o bogactwach i tajemnicach templariuszy przetrwała kilka wieków.